Relacja Sylwii z rejsu "Szkoły pod Żaglami" |
„Naszym pierwszym portem były Szetlandy, a dokładnie Lervick. Cala załoga po zejściu na ląd „kołysała się” raz na prawo, raz na lewo (to efekt pierwszych 8 dni spędzonych na Morzu Północnym). Na wyspie Wikingów spędziliśmy dwa dni, które przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasta i okolic oraz uzupełnienie naszych prywatnych zapasów m.in. słodyczy. Był to też czas, kiedy po tak długiej przerwie mogliśmy skontaktować sie z rodzicami i przyjaciółmi. Obowiązkowym celem każdego z nas był również pobyt w bibliotece, gdzie w końcu mogliśmy skorzystać z internetu.
Po tych krótkich, jak to mówi nasz kapitan, „wakacjach”, wróciliśmy na morze. Choroba morska nie była już tak dokuczliwa jak wcześniej (powracała tylko chwilami). Codziennie odbywały sie lekcje, podczas których każdy z nas czekał tylko na alarm „do żagli!”. Dodatkowo w dzień i w nocy pełnimy wg wcześniej ustalonego grafiku 4-godzinne wachty: nawigacyjna, bosmańska i kambuzowa. Cały wolny czas przeznaczamy na sen (tego tutaj jest zawsze za mało), każde 5 minut jest dla nas ważne.
Warunki pogodowe były bardzo dobre, ponieważ wiał mocny wiatr od rufy. W niecałe 2 tygodnie pokonaliśmy prawie 1800 mil morskich. Po tych kilkunastu dniach szalonej żeglugi dopłynęliśmy do kolejnego portu - Vigo, do Hiszpanii. Dla wszystkich był to czas odpoczynku od codziennych zajęć. Wspólnie zwiedzaliśmy/ odwiedzaliśmy każdy ciekawy zakątek miasta oraz staraliśmy się jeść rzeczy, których brakuje nam na statku. Następnego wieczoru wyszliśmy na ocean. Po jednym dniu szkoły i obowiązków naszym oczom ukazał sie kolejny port, to Portugalia. Zakotwiczyliśmy przy portugalskiej keji w Porto. Pojawiliśmy się tam, aby pożegnać polskiego żeglarza Tomasza Cichockiego, który wypływał w naszej asyście na rejs dookoła świata. Była to również dobra okazja by odwiedzić kolejne warte zobaczenia miejsce.
Następne porty to Cascais niedaleko Lisbony i archipelag Madera…”
Sylwia Stupnicka